Moja matka odeszła. Nie wiem co się z nią stało, jak wyglądała, jaka była.
Mieszkałam w wielkim domu w San Francisco z ojczulkiem historykiem. Interesował się wyłącznie swoją pracą, pozostawiając mnie samej sobie. Gdy miałam pięć lat ponownie się ożenił. Macocha ze swoimi dwoma bachorami nie tyle miała mnie w poważaniu, co najwyraźniej uważała za jakiegoś dziwoląga.
Jakby mało było nieszczęść w moim krótkim, żałosnym życiu z wiekiem przytrafiało mi się coraz więcej różnych, dziwnych rzeczy. Na przykład, czasem gdy szłam ulicą wydawało mi się, że widzę... no po prostu coś, co nie miało najmniejszego prawa istnieć; Typu facet z twarzą jakiegoś potwora. No i te sny. Często śniło mi się, że przed czymś uciekam, nie wiedząc nawet przed czym, czy spadam z urwiska i roztrzaskuję się na kawałki. Super, nie?